poniedziałek, 16 lutego 2015

Pierwszy bieg po kontuzji, pierwszy wpis po treningu.

No więc stało się. Pierwszy wpis potreningowy.Jest już dość późno, a ja  muszę rano wstać bo umówiłem się na jakąś rozmowę/prezentację na temat suplementacji której wcale nie chcę, ale jest ona efektem odbycia darmowego badania "Test Wellness'a" o którym więcej napiszę jutro (a może dziś jeszcze?).
Tak czy inaczej postanowiłem pisać na "gorąco" żeby nie pominąć żadnych emocji które mną targają w tym dobrze nam znanym po treningowym świetnym humorze :D.

O mnie, co skłoniło mnie do biegania i w jakiej obecnie formie jestem (kontuzje ;/) możecie przeczytać tutaj. Wiec dziś sam trening i końska maść.



Smaruję się nią od 3 dni, kiedy przy krótkiej przebieżce poczułem znajomy ból kolana. Momentami pali tak mocno, że zastanawiam się czy na pewno jest do dobry pomysł, ale mój znajomy który mi ją polecił mówi, że tak ma być. No więc dobra. Przebiegłem całą trasę! Jeśli kolano bolało to nie czułem tego i tak... piekło duuuuużo mocniej niż bolało xD



Ale od początku.
Dziś przebiegłem:
  •  4,46 km w czasie 26 min i 20 sec!
  • Średnie tempo to 5:54 min/km
  • Max tempo to 3:50 min/km
  • Pobiłem rekord na 3 km (17:20)
Trasa jaką pokonałem to:




Wróciłem po kontuzji i od razu rekord życiowy na 3 km! Nie należy brać tego zbyt poważnie z wielu względów, jak nierówność terenu itp. Na bicie rekordów przyjdzie czas, na bieżni, już mam plany w głowie... no ale to niedaleka przyszłość dopiero :D Tym nie mniej, jest to coś co wywołuje jakiś tam uśmiech i daje satysfakcję :)

Końska maść... Natarłem kolano rano... biegałem około 19... piekło jak cholera. Na początku gdy założyłem getry poczułem, że coś złego nadchodzi. Gdy założyłem opaskę na kolano już poczułem ciepło które zaczęło narastać. Ale dodawało to kopa :D Kiedy minąłem już punkt w którym ostatnio kolano strzeliło to poczułem prawdziwy power. Kolano i okolice piekły jakbym tarł po nich papierem ściernym, ale jakoś nie przeszkadzało mi to za bardzo. Mogłem biec... a to wspaniałe uczucie. Zadowolony dobiegłem do domu. Nie traciłem czasu na rozciąganie. O nie, w głowie miałem tylko prysznic, zrzucenie z siebie ubrania, zwłaszcza getrów, opaski z kolana i schłodzenie tego miejsca wodą. To co poczułem było niesamowite... Bądźcie dobrymi ludźmi, bo jeśli piekło istnieje, a przebywanie tam przypomina chociaż w małym stopniu to co czuje się po polaniu wodą końskiej maści... to zapewniam że nie chcecie się tam znaleźć :D
Kiedy jakaś część ciała pali żywym ogniem, a polanie jej wodą potęguje ten efekt kilkukrotnie, to jedyne na co ma się ochotę to odgryzienie kończyny.
Żebra nadal bolą tak, że nie mogę się schylić... i dobrze. Bo na jednej nodze bym już nie pobiegał :D

Tak więc końska maść - kontuzja kolana: 1-0!

A może to glukozamina pomogła, albo odpoczynek... nie wiem. Glukozamina to podobno placebo, odpoczynek to odpoczynek... a maść piekła mnie 3 dni :D Więc to jej przypisujemy dzisiejsze zwycięstwo.

Do następnego wpisu ;)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz