Witaj na moim blogu. Jednym z tysiąca, a może z miliona podobnych. Raczej nie odnajdziesz tu nic ciekawego, nic odkrywczego... chociaż... Odkąd zmieniłem swoje życie dowiaduję się masy ciekawych rzeczy o których nigdy wcześniej nie miałem pojęcia. Może Ty też przeczytasz coś o czym nie miałeś pojęcia wcześniej.
Ale po co kolejny blog o tym samym?
Po pierwsze to nie jest blog o tym samym. Główną treścią bloga będą moje treningi, zapis moich dni w ciągu których zmieniam się ze szczura w ultrasa. Ale zaraz zaraz... jak to ze szczura, miało być z grubasa! No więc po kolei:
1. W 2012 osiągnąłem maksymalną wagę. Było to na oko 135kg. Na oko, bo przy 130 przestałem się ważyć :D Ale masę robiłem dalej, szkoda że nie mięśniową...
No ale byłem wierny złotej zasadzie kulturystyki: "Najpierw masa, potem rzeźba", niestety zmodyfikowałem ją błędnie i zrobiłem: "Najpierw masa, potem masa, potem czekanie na cud".
No jakoś tak wyszło. Próbowałem masy diet, ćwiczeń itp. Czasem udało się zejść o 5 kilo, potem przybrać 10... no i tak doszedłem do granicy.
Zmieniłem pracę, nie jakąś ciężką fizycznie, ale taką w której trochę się ruszałem. Wcześniej była to praca siedząca, a potem siedzenie po pracy... Kilogramy troszkę poleciały w dół, pomyślałem, że jak nie teraz to nigdy.
Koniec śmieciowego żarcia, słodyczy itp. Dalej jadłem białe pieczywo itp. Ale w mniejszych ilościach. Liczyłem kalorie. 2000 dziennie. Jeśli zjadłem do południa 2000 kcal to przez resztę dnia nie jadłem już nic. Było ciężko. Ale kilogramy leciały w dół. Cały czas nagradzałem się czymś przy okrągłych liczbach. Obiecywałem sobie że na przykład przy 125 kupie sobie coś tam co od dawna chciałem ale żal było mi pieniędzy. No i 2 kebaby! I tak leciało, ja kupowałem sobie, jadłem kebaby w nagrodę, albo czipsy, albo frytki... tak z kilogram :D
Ale im dalej tym było lepiej, 120, 115, 110, w końcu nagradzałem się przedmiotami materialnymi, ale... nagród spożywczych już jakoś nie potrzebowałem.
Zacząłem w wakacje 2012. W lutym 2014 ważyłem 98kg. Osiągnąłem cel. Zszedłem poniżej 100! Ostatni raz tyle ważyłem chyba w gimnazjum :D W około 19 miesięcy schudłem 38kg. NIC z dawnej garderoby na mnie nie pasowało :D
Przeprowadziłem się, zmieniłem pracę. Postanowiłem trochę odpocząć o diety... Żyłem spokojnie, jedząc sporo, kebaby, pizze, inne jedzenie na mieście... alkohol którego przez okres diety nie piłem wcale... No i tak od lutego do sierpnia, czyli w 7 miesięcy przybyło mnie 5kg. Ważyłem 103kg.
Doszedłem do wniosku, że pora zmienić styl życia, bo wcześniejsza dieta to MASA wyrzeczeń, i jest po prostu ciężko. Są efekty, ale jest ciężko a potem można znów tyć. Trzeba zmienić całe życie. Zwłaszcza żywienie.
Mój plan wyglądał następująco: Zjechać szybko wagę, potem zmienić rodzaj żywienia i zacząć uprawiać więcej sportu. Zbudować masę, tym razem mięśniową.
Wróciłem do starej diety, ale zjechałem do 1500kcal. Kilogramy zaczęły lecieć w dół. Od sierpnia 2014 do lutego 2015, czyli w 6 miesięcy zjechałem do 86kg. 17kg. Zobaczyłem mięśnie brzucha... chyba pierwszy raz w życiu :D
Reszty mięśni nie zobaczyłem a to dlatego że ich nie ma... razem z tłuszczem poleciały resztki mięśni. Ale było warto. Jestem naprawdę szczupły, trochę tłuszczu zostało jeszcze w niektórych miejscach, ale nie widać ich pod ubraniem.
Jestem szczupły... wyglądam dobrze, zwłaszcza w ubraniu. Bez jest nieco gorzej. Jestem typowym szczurem, suchoklatesem :D
Ale zmieniłem swoje życie. Już nie chudnę przez drakońską dietę. Jem zdrowo, najadam się. Nie chodzę głodny. A wciąż schodzę trochę z tłuszczu. Mięśni przybywa... ćwiczę. BIEGAM, nogi mam bardzo ładnie ukształtowane. Zacząłem uprawiać pewien sport drużynowy... Teraz zostało już tylko dopalić resztkę tłuszczu, zbudować mięśnie.
Postawiłem sobie cele, możesz je zobaczyć. Możesz obserwować jak do nich dążę, poznać dokładnie sposób (ZDROWY) jak do nich dochodzę. Krok po kroku.
Co najważniejsze:
Nie stosuję żadnych suplementów, odżywek, specjalnej diety (drogiej). Wszystko to osiągnąć chcę niskim kosztem (finansowym). Pokazać że nie musisz wydawać setek złotych żeby schudnąć. Biedakowi też się uda, wystarczy parę zmian i MASA!(o tak lubię to słowo) silnej woli.
Jem zdrowo, DUŻO czytam, dużo eksperymentuję. Dowiaduję się bardzo wielu rzeczy. I Ty też się dowiesz jeśli będziesz tu zaglądać.
Żałuję, że wcześniej nie wpadłem na pomysł prowadzenia bloga. Było by jeszcze ciekawiej. Ale teraz dopiero znalazłem czas na to bo złapałem 2 kontuzje. Kontuzja kolana, chciałem za dużo i za szybko w bieganiu. Teraz rozwijam się powoli. Chociaż ciało krzyczy WIĘCEJ! To rozum podpowiada "wolniej". Systematyczność to droga do zwycięstwa, nie szaleństwo. Lepiej przebiec mniej co drugi dzień, niż 2x tyle i wyłączyć się z treningów na 2 tygodnie lub więcej...
Druga kontuzja to strzaskane żebra, mój błąd po prostu... wypadek i nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
Ale wracam już powoli, 3 treningi biegowe za mną, za tydzień wracam do gry i treningów w drużynówce, od marca dokładam basen i siłownię. Wszystko z głową. Wszystko powoli... powoli będę spełniać mniejsze cele. Aż do Triatlonu i ultramaratonu... I każdy będzie mógł prześledzić tą drogę. Drogę od grubasa do ultrasa!